Po zbyt długiej przerwie powracamy
do Was z postem dotyczącym baz pod cienie. Jak każdej z nas wiadomo
utrzymywanie się cieni na powiekach jest kluczową sprawą makijażu
oczu. Na szczęście dla wszystkich, jakiś mądry człowiek wymyślił coś
takiego jak baza pod cienie ;) Jednak czy każda baza jest równie dobra?
Myślę, że każda z nas bez namysłu powie, że zdecydowanie nie. Znam
dziewczyny, u których cienie utrzymują się w doskonałym stanie przez
cały dzień bez pomocy żadnych produktów utrwalających, też bym tak
chciała...
Utrzymywanie się cieni na powiekach zależy od kilku czynników
- kształtu powieki, czy jest ona normalna, czy opadająca, czy oczy są
głęboko osadzone; "przetłuszczania się" powieki; sposobu nakładania
cieni; czy w końcu jakości cieni (i wcale, to co drogie nie musi być
najlepsze).
Niestety moje powieki wymagają specjalnego
traktowania, nad czym niezmiernie ubolewam :( Niby nie mam opadających
powiek, ani szczególnie głęboko osadzonych oczu, nie mam też zbytniego
problemu z przetłuszczaniem. Jednym słowem wszystko jest w normie, a
cienie mimo wszystko nie zachowują się tak jak powinny. Dlaczego tak się
dzieje, jest chyba zbyt trudną zagadką, jak dla mojego rozumku, więc ratuję się właśnie bazami pod cienie. I poszukuję idealnej
:)
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić trzy bazy - KOBO, Inglot oraz ArtDeco.
Baza pod cienie firmy KOBO jest najtańszą spośród prezentowanych dzisiaj produktów, jej cena to 16,99 zł i jest dostępna w drogeriach sieci Natura.
Za tę cenę dostajemy 6 g produktu w małym czarnym słoiczku. Jak większość opakowań tej firmy nie jest ono bardzo dobrej jakości, ale narzekać też nie można. Logo producenta szybko się starło, co akurat dla mnie nie jest jakąś szczególną wadą, a słoiczek dosyć opornie się zakręca, więc trzeba robić to starannie i dosyć mocno, aby produkt nie wysechł.
Baza ma kolor jasnego różu i bardzo ładnie pachnie, jak dla mnie czymś pomiędzy gumą balonową, a owocami. Ma konsystencję silikonowej, aksamitnej pasty, łatwo się rozprowadza palcem, jeżeli chcemy zrobić to pędzelkiem, powstają grudki. Nie pozostawia na powiekach żadnego koloru, zawiera w sobie jedynie delikatne błyszczące drobinki, które w żaden sposób nie zmieniają nałożonego cienia. Wymaga delikatnego przypudrowania lub cienia bazowego.
Jeżeli chodzi o działanie, a to jest przecież najważniejsze, producent obiecuję poprawę intensywności koloru, trwałość cieni i ułatwieni aplikacji. Czy poprawia intensywność koloru? Nic szczególnego nie zauważyłam. Czy ułatwia aplikację cieni? Również bym nie powiedziała. Cienie nakładają się normalnie. Jak jest zatem z trwałością cieni? Nie najgorzej :)
Swój makijaż robię ok 7 rano, po 4-5 godzinach cienie nadal są w całkiem dobrym stanie, po ok. 6-7 godzinach niestety ich wygląd zaczyna się pogarszać. Moim największym problemem jest zbieranie się cieni w wewnętrznej części powieki, w załamaniu. I właśnie tam cień zaczyna się zbierać. Nie jest z nim jednak aż tak źle, mała poprawka, roztarcie zebranego cienia palcem i wszystko wraca do względnej normy, wytrzyma jeszcze z godzinkę lub dwie. Niestety tak zachowuje się cień matowy, z satynowym i perłowym czas trzymania się ich na powiece zmniejsza się o ok. 2 godziny.
Dlatego też jeżeli nie macie zbytniego problemu z trwałością cieni lub nie nosicie makijażu od rana do nocy, jak najbardziej polecam tę bazę, tym bardziej, że jest w naprawdę przystępnej cenie, a jest dodatkowo wydajna :)
Kolejny produkt należy do firmy Inglot. Uwielbiam ich kosmetyki, jednak nie pokochałam tej bazy :/ Za 5,5 g płacimy 37 zł. Słoiczek zakręca się z łatwością, nie ma obaw o przedwczesne wyschnięcie produktu. Baza nie ma również zapachu, co dla niektórych może być atutem. Najbardziej w tej bazie przypadła mi do gustu jej konsystencja, która jest suchym kremem, pozostawia na powiece całkowity mat, dzięki czemu nie wymaga przypudrowania oraz kolor, który jest delikatnie beżowy i taki jest też na powiece. Zakrywa plamki, żyłki i drobne przebarwienia, ujednolica koloryt powieki, co jest jak dla mnie bardzo na plus. Jak zatem przedstawia się kwestia trwałości? Niestety tutaj nie jest już tak miło. Cienie matowe utrzymuję się do 6 godzin, pozostawiając jeszcze delikatny kolor, przy 4 godzinach jest ok. Za to jeżeli chodzi o perły, jest tragedia. Po 4 godzinach cały cień ląduje w załamaniu powieki. I tutaj naprawdę nie przesadzam, CAŁY, pozostaje jedynie kreska zrobiona eyelinerem.
Kupując tę bazę miałam bardzo duże nadzieje, cienie Inglota są wspaniałe, przeważają w moim kuferku. Dlatego też tym większe moje zdziwienie, że ta firma wypuściła na rynek taki bubel.
Jeżeli nie macie problemu z utrzymywaniem się cieni, a potrzebujecie jedynie wyrównania kolorytu to jest to produkt dla Was, w tej kwestii spisuje się świetnie. Ale tak właściwie to, po co płacić 37 zł za produkt, który z łatwością możemy zastąpić korektorem lub podkładem? Natomiast jeżeli potrzebujecie czegoś, co naprawdę utrzyma cienie na swoim miejscu, odradzam, niestety pieniądze wyrzucone w błoto.
Ostatnia prezentowana dziś baza została stworzona przez ArtDeco. Jej koszt to ok. 35 zł, chociaż w sklepach internetowych można kupić nawet za ok. 25-27 zł. Pojemność to 5,5 ml. Słoiczek jest niemal identyczny jak ten z KOBO, ale nieco mniejszy i zdecydowanie lepszy jakościowo. Konsystencja jest kremowa, z całej trójki rozprowadza się najłatwiej, aplikacja jest naprawdę błyskawiczna. Wymaga dodatkowego przypudrowania. Produkt ma specyficzny zapach, jak dla mnie męskiego kremu do golenia. Mnie to nie przeszkadza, ale słyszałam, że wiele dziewczyn narzeka na zapach. Z pewnością właśnie z tego powodu firma ArtDeco wypuściła na rynek bazę bezzapachową. Podobno działanie ma identyczne, ale tego nie potrafię potwierdzić, nigdy jej nie używałam. Aha, wersja bezzapachowa kosztuje już ok. 45 zł.
Jak jest zatem z trwałością cieni nałożonych na ich bazę? Jestem zadowolona, ale niestety nie zachwycona. Cienie utrzymują się w idealnym stanie do ok. 6 godzin, po 8 zaczynają się zbierać, ale nie ma obaw, że znikną z powieki, jak przy Inglocie. Ogólnie jest lepsza od KOBO, ale nie zostawiła tej bazy znowu tak bardzo w tyle.
Moim jedynym zarzutem do bazy ArtDeco jest ogromna ilość dosyć dużych, błyszczących drobinek, które widać gołym okiem na powiece. Niby przy cieniach satynowych i perłowych nie ma to znaczenia, ale przy cieniach matowych, już tak - uzyskanie idealnego matu jest nie do osiągnięcia. Niestety delikatne drobinki, na szczęście już nie tak duże jak w słoiczku, nadal są widoczne :/
Podsumowując najgorszą bazą jest Inglot, pomimo irytujących drobinek najlepsza jest ArtDeco, a KOBO pozostaje średniaczkiem.
Osobiście najczęściej sięgam po ArDeco, ponieważ to na trwałości najbardziej mi zależy. Chociaż w tej kwestii również nie jest to mój ideał. Chciałabym mieć bazę, które sprawi, że cienie od rana do nocy utrzymają mój makijaż w nienagannym stanie, ewentualnie wymagającym jedynie drobnych poprawek. Ale czy taka baza istnieje? Może wymagam zbyt dużo?
Mimo wszystko kontynuuję poszukiwania idealnej bazy pod cienie... i mam nadzieję, że ją znajdę ;)
Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam tym przydługim wywodem o jedynie trzech bazach, ale chciałam zawrzeć tu dosłownie wszystko, co istotne i mam nadzieję, że niczego nie pominęłam :)
Może Wy znalazłyście jakąś naprawdę dobrą bazę? Proszę o podpowiedź, bo jeżeli okaże się ona strzałem w 10, będę tej osobie wdzięczna do końca życia ;)
Serdecznie wszystkich pozdrawiam ;)
Do zobaczenia :)